Zaczynam mieć siebie dość...Pan Perfekcyjny pojechał. Nawet nie dostał buziaka na pożegnanie. Sama nie wiem dlaczego. Pewnie dlatego , , że znów nie Spałam w nocy. Od kiedy tu jest czyli prawie 2 tyg, nie przespałam żadnej całej nocy. Tak chrapie. Mamy kawalerkę więc nawet nie ma innego miejsca na spanie niż jedno łóżko. Dobrze że chociaż jest duże to kładę się w drugim koncu ze słuchawkami na uszach i slucham muzyki. No i nie spie...nie wiem...on nie chce iść do lekarza. Bo po co. A ja się muszę męczyć. ..wiec bylam zla i nie pożegnałam się z Nim...tzn oprocz krótkiego "czesc"...ogarnęłam mieszkanie i siebie. Wkrotce wychodze do pracy...i to...to uczucie...kiedy stoję przed lustrem i patrzę na ...moj brzuszek...15 tydz...chyba...przytylam...to pewne...zawsze bylam szczupla. Przy wzroscie 172cm mialam 58 kg wiec nie bylo zle...a teraz to widac...61kg...i wszystko w brzuszek...i trochę w biust i w tyłek też sporo. Reszta bez zmian. Fizycznie czuję się raz tragicznie a innym razem ok...chcialabym czegosc innego. Normalnego życia i sookoju...z Nim...ale...patrzę wciąż na ten brzuszek i...tam jest Groszek...moje kochanie...ledwo zipie bidulek...i albo przetrwa albo...właśnie dlatego nie lubię teraz siebie. Przez to jak wyglądam i przez to że mam dziwne mysli. Pan Perfekcyjny wczoraj miał minę zbitego psa. Powiedzial ze czuje ze go juz nie kocham bo nie chcę być z nim blisko . Nie mówię mu ze go kocham, nie caluje, nie tule...nie robie tego bo nie kocham go...i to nie jest Jego wina. On...nawet gdyby nie istniał. ..i tak Pan Perfekcyjny doprowadzil do tego ze jest jak jest...no cóż. ..
P.s. pierwszy raz zrobilo mi się przykro jak spojrzałam na PP...ale pora myśleć w końcu o sobie...